sierpnia 2016 - Archieve

Under the hood articles from the past.

14 sierpnia 2016

PIXAR - wytwórnia fenomenalna

NA PEWNO KAŻDY z Was oglądał, lub przynajmniej słyszał o takich filmach animowanych jak "Toy Story, "Gdzie jest Nemo?", czy "Potwory i spółka". Wytwórnia, w której powstały te produkcje to miejsce niezwykłe. Tak przynajmniej wynika z relacji jej dyrektora Ed'a Catmull'a, który postanowił opisać początki firmy Pixar, jak i jej najważniejsze wartości w książce pt. "Kreatywność S.A. Droga do prawdziwej inspiracji". Sądząc po filmach, które zostały przez Pixar stworzone, śmiem twierdzić, że Ed wcale nie przesadza w opisie wytwórni, którą można uznać za miejsce stworzone dla rozwoju kreatywności.

Dobra książka dla fanów filmów Pixara, chociaż nie tylko


Ed Catmull to pionier animacji komputerowej. Jako dziecko marzył, żeby być rysownikiem Disneya, jednak początki kariery związał z informatyką i grafiką komputerową. W jego głowie siedziała idea, aby wykorzystać komputery do tworzenia animacji i w ten sposób tworzyć filmy ku uciesze widzów. W jego czasach komputery były wielkości garażu, a jedyne co potrafiły wyświetlać to proste grafiki 2D. Dlatego właśnie Ed musiał wszystko stworzyć sam. Oczywiście wespół z kolegami z uniwersytetu, gdzie robił karierę naukowca. Wyobraźcie sobie, że aby móc tworzyć animacje na komputerach, musieli korzystać z nich w środku nocy, gdyż za dnia brakowało im mocy obliczeniowej. Spali w pracowniach komputerowych, żeby do rana móc rozwijać swoją pasję, a także popychać rozwój technologii. Pomimo odniesienia kilku sukcesów związanych z animacją i szerokich perspektyw jej rozwoju, Catmull nie był w stanie przekonać nikogo do swojej wizji stworzenia filmu animowanego za pomocą komputera. Disney nie był zainteresowany tą technologią, a inne firmy nie miały wystarczających środków na realizację tego pomysłu. Jednakże dzięki uporowi i pasji Ed'a, a także głośnemu szerzeniu swojego pomysłu, udało mu się nawiązać współpracę z nowojorskim milionerem, który również miał w planach stworzenie filmu animowanego. Dzięki jego pieniądzom Catmull rozwijał technologię animacji, a na efekty jego pracy wkrótce uwagę zwróciło studio George'a Lucasa, który był na fali sukcesu Gwiezdnych Wojen. Catmull i Lucas nawiązali współpracę, z której zrodziła się wytwórnia Pixar, która z początku stanowiła jeden z działów wytwórni Lucasfilm.

Od samego początku Catmull kładł nacisk na to, aby w swojej pracy niczym nie ograniczać kreatywności i siły twórczej. Dbał o to, aby mieć jak najwięcej swobody w realizacji swoich pomysłów, a swoim pracownikom dawał wielki kredyt zaufania, dzięki czemu mieli dużo wolnej ręki. Z pracownikami utrzymywał relacje oparte na przyjaźni i szczerości. Uważał, że nie ma nic lepszego od konstruktywnej krytyki, dlatego wszystkie pomysły, jak i realizacje dyskutował w szerokim gronie i nie bał się pytać innych o zdanie. Gdy Pixar przekształcił się już w wielką wytwórnię filmową, to jednym z jej filarów był Zespół Mózgowców, który składał się z kilku stałych członków, to jest najważniejszych osób w firmie oraz ludzi dobieranych doraźnie, którzy akurat pracowali nad danym projektem lub mieli coś ciekawego do powiedzenia. Zadaniem Zespołu było omawianie kolejnych prac nad filmem, tak aby wskazać reżyserowi, co jest do poprawienia. Nigdy jednak nie wydawano poleceń w stylu "zmień tę scenę tak i tak", a jedynie omawiano swoje spostrzeżenia i wnioski. Zespół starał się przekazać reżyserowi swoje odczucia i emocje związane z oglądanymi fragmentami, dzięki czemu reżyser mógł mieć pogląd, w jaki sposób film zostanie odebrany przez szeroką publiczność. Dzięki tym spotkaniom, zespół filmowy nie czuł się skrępowany ani ograniczony, nie był atakowany za swoją pracę, a jedynie wskazywano mu istniejące problemy i merytoryczną krytykę. Rozwiązanie było po stronie reżysera, to on musiał zlokalizować istotę problemu i ją usunąć.

Jedną z ciekawostek związanych z Pixarem jest to, że poza filmami pełnometrażowymi wytwórnia tworzy krótkie animacje, dzięki którym rozwija kreatywność i zdolności techniczne swoich pracowników, jak i pokazuje aktualne osiągnięcia techniki. Poniżej filmik "Gra Geriego", który powstał w 1997 r. dla celu doskonalenia animacji mimiki twarzy:



Kolejną wartością, która przyczyniła się do sukcesu Pixara była otwartość na potrzeby pracowników. Drzwi dyrekcji Pixara zawsze były otwarte dla pracowników i nie był to tylko pusty slogan. Catmull zawsze obawiał się stracenia kontaktu z prawdziwymi problemami, które istnieją na dole hierarchii korporacji, a są niezauważalne przez dyrekcję, ponieważ do niej nie docierają. Aby temu przeciwdziałać, Ed nieustannie zachęcał swoich pracowników do rozmawiania, a dyrektorów do słuchania. Dzięki temu wszystkie problemy wytwórni były rozwiązywane na bieżąco, co oczywiście sprzyjało morale drużyny. Nawet sam budynek zaprojektowany przez Steve'a Jobs'a miał na celu zwiększenie komunikatywności i uściślenie relacji pracowniczych. Korytarze były wspólne, centralny punkt budynku stanowiła strefa odpoczynku, do budynku można było wejść jednymi schodami, na których wszyscy się spotykali. Na ternie firmy był basen, boiska do gier zespołowych i miejsce na grilla. Jobs miał nawet pomysł, aby wprowadzić koedukacyjne łazienki, jednakże pomysł ten został oddalony. Pracownicy z różnych działów spędzali ze sobą lunche, a także mogli swobodnie przemieszczać się pomiędzy pracowniami. Wszystko miało służyć wymianie doświadczeń, myśli, spostrzeżeń, czerpaniu inspiracji i rozwijaniu pomysłów.

Pixar to również historia Steve' Jobs'a, który przyjaźnił się z Catmullem. Właściwie Pixar istnieje wyłącznie Jobsowi, który przez długi czas finansował działalność nierentownej wytwórni, ponieważ wierzył w pasję i ambicje jej pracowników. Wielokrotnie nosił się z zamiarem jej sprzedania - nawet General Motors było zainteresowane Pixarem, jednakże z różnych względów, Pixar pozostał w portfelu Jobsa. Catmull opisuje Jobsa z perspektywy nieznanej do końca jego wielbicielom. Opisuje jego transformację z zarozumiałego i bezczelnego ideowca do człowieka wrażliwego, empatycznego ojca i szefa.

"Kreatywność S.A." została wybrana przez Zuckerberga jako jedna z książek do przeczytania w 2015 roku. Wcale się nie dziwię temu wyborowi, ponieważ jest ona świetnym zbiorem wskazówek, jak współpracować z osobami z branży kreatywnej, jak stymulować ich potencjał i z niego czerpać, a przy tym odnosić sukcesy finansowe. Ta książka to świetnie opowiedziana historia Pixara, ale również znakomita opowieść o pasji, zaangażowaniu, uporze, marzeniach i wyzwaniach. To również lekcja dotycząca gry zespołowej, pracy pod presją, pracy kreatywnej i radzeniu sobie z ciężarami sukcesu.

10 sierpnia 2016

Porozmawiajmy o pieniążkach

PIENIĄŻKI. Jak ja nienawidzę tego słowa. Ludzie, którzy je wymawiają wzbudzają we mnie litość. Jak na tak ulotną i materialną rzecz jak pieniądze można mówić tak czule i zdrobniale? Czy można nazywać w ten sposób rzecz, która jest przyczynkiem zła na świecie? Dla której ludzie są w stanie oszukiwać, kłamać, zabijać? Przecież to chore.

Bolesław na pewno wolałby być pieniądzem niż pieniążkiem

Na pieniążki czekamy, o pieniążkach myślimy, pieniążków sobie życzymy i ciągle tych pieniążków mamy mało. Pieniążek to taki bożek, którego wielbimy i którego zawsze wypatrujemy. A gdy już mamy, to pielęgnujemy go i dbamy o niego. Pieniążki są takie czyste, pomocne, potrzebne. Musimy się o nie wystarać, ciężko na nie zapracować, dlatego są właśnie tak czule traktowane. 

Gdy słyszę, jak ktoś mówi na pieniądze pieniążki, to aż mną wzdryga. Mam wrażenie, że wyrażając się w ten sposób, ludzie wskazują jak wysoko w ich hierarchii stoją pieniądze. W ten sposób można mówić o bliskich osobach - moja córunia, mój mężuś... mój piesek. Nawet moje mieszkanko brzmi lepiej niż moje pieniążki. Ten wyraz jest taki obślizgły, taki lepki… Pieniążki to coś takiego, co jest i istnieje, ale poza zasięgiem osób, które wymawiają to słowo.

Czy słyszeliście kiedyś, żeby ludzie majętni, nawet nie bogaci, ale tacy którzy mają pieniądze, mówili pieniążki? Ja nie słyszałem. Dlatego, że pieniądze nie mają innej wartości, niż nominał, którym są oznaczone. 1.000 złotych to jest równe 1.000 złotych, a nie dużo pieniążków. To jest środek płatniczy, więc jak do cholery, tak prostą i przyziemną rzecz można tak wielbić? Czy ktokolwiek mówi mikrofalóweczka? Samochodzik? Długopisik? Pomijam osoby, które nagminnie zdrabniają wymawiane słowa, gdyż tacy są odrębną grupą, której należy się dyscyplina językowa. 

Dlatego apeluję, aby wyzbyć się tego służalczego tonu i zacząć traktować pieniądze przedmiotowo - tak jak powinny być traktowane. Kasa, szmal, hajs, mamona, pieniąchy… to są odpowiednie nazwy, które podkreślają dominację człowieka nad pieniądzem. Nie cyckajmy się z pieniążkami, tylko traktujmy je bez pardonu, obcesowo, bez uwielbienia, tak żebyśmy nie żałowali żadnej wydanej złotówki. Zarabiajmy i wydawajmy, ale nie twórzmy pieniądza celem naszego życia. Pieniądz może co najwyżej służyć realizacji naszych celów.

4 sierpnia 2016

Audioriver 2016 - najpiękniejszy festiwal świata

CHOCIAŻ FESTIWAL Audioriver 2016 zakończył się kilka dni temu, to jednak ciężko odciąć się od tego miejsca i przeżyć z nim związanych. Wciąż na facebook'u śledzę grupę fanów tej imprezy i w kółko odsłuchuję nagrania artystów, którzy wystąpili tego roku. Co chwila oglądam kolejne filmiki nagrane przez festiwalowiczów oraz wyczekuję oficjalnego aftermovie. Dlaczego? Ponieważ była to piękna impreza, pełna cudownych chwil, wspaniałej muzyki, niezwykłego klimatu i radosnych ludzi. 

Postaram się przybliżyć Wam, w czym tkwi fenomen Audioriver i dlaczego każdy powinien tam pojechać. Być może za rok spotkamy się w Cyrku?

Audioriver - najpiękniejszy festiwal świata

MIASTO
Festiwal odbywa się w Płocku. Chociaż główne wydarzenia dzieją się na plaży nad Wisłą, to w imprezę zaangażowane jest całe miasto. Lokalni muzycy grają już od wczesnych godzin południowych na głównej ulicy starego miasta, która prowadzi na rynek, gdzie ustawiona jest scena, z której grają dla całego miasta bardzo dobrzy polscy i zagraniczni artyści, jak chociażby Keenarf, Phil Jensky, Sincz, Lee Burridge. To tworzy niesamowity klimat w samym centrum miasta, gdzie już od godziny 12 trwa dobra impreza. Wokół rynku rozstawione są namioty sprzedawców płyt oraz firm audio, które wystawiają leżaki oraz kanapy, na których można miło się chillować do rozbrzmiewającej muzyki. Co ciekawe, patrole policji i straży miejskiej omijają rynek, więc na legalu można palić sobie fajki i spijać browarki. Chociaż w tym roku tego nie zauważyłem, to do zeszłego roku działała fontanna, w której ludzie robili wielką pianę i w tej fontannie tańczyli. Dodatkowego uroku dodają lokalsi, którzy przechadzają się wzdłuż rynku, a nawet dołączają do zabawy.

POLE KONCERTOWE
Samo miejsce koncertów jest niezwykłe. Główna scena ustawiona jest tyłem do Wisły a przodem w kierunku wielkiej skarpy. Dzięki temu, można leżeć sobie na trawie i z góry oglądać koncert oraz słuchać muzyki. Mnóstwo ludzi odpoczywa w tym miejscu po wyczerpujących baletach lub po prostu przeżywa koncert z dala od tłumu pod sceną. Największe sceny jak Main, Circus Tent i Last.fm Hybrid znajdują się na plaży. Ma to swoje dobre i słabe strony. Z tych słabych, to wszędobylski piasek, który może drażnić. Ale ten sam piasek jest zaletą, gdy zdejmie się buty i zanurzy w nim stopy.
Pod względem organizacyjnym koncerty są przygotowane świetnie i odbywają się bez żadnych problemów. Artyści rozpoczynają punktualnie swoje koncerty, oświetlenie i nagłośnienie jest najwyższej klasy. Sceny namiotowe mają zadaszenie, więc na wypadek deszczu nikomu nie dzieje się krzywda. Pomiędzy scenami można swobodnie się przemieszczać, a tłumy ludzi nie blokują szerokich przejść. W kilku częściach festiwalu znajdują się punkty gastronomiczne oraz punkty z piwem i napojami, więc jest gdzie się posilić pomiędzy koncertami. Szczerze odradzam kupowania piwa, bo to drogie siuśki - 8 zł za 0,4 l. Bleeeh. Już lepiej kupić Shandy w puszce za 6 zł. Cola, czy woda kosztuje 5 zł za 0,5 litra. W gastrostrefie znajduje się spora liczba foodtrucków, więc w jedzeniu można przebierać. Moim faworytem jest ciężarówka z pizzą z pieca. Zajebisty placek wypalany na miejscu, chrupiący, na cienkim cieście. Margherita kosztuje (chyba) 23 zł. Kolejki to Toi'ów są wcale niedługie, więc z tym też nie ma problemu.

MUZYKA
Na najwyższym poziomie. Najlepsi artyści muzyki elektronicznej w jednym miejscu, w małym mieście Płocku odgrywają takie sety, że wbijają w ziemię, przeżuwają i wypluwają nad ranem na plażę. Każdy fan elektroniki znajdzie tu coś dla siebie, dlatego że każda scena ma swój klimat. Na Main'ie grają komercyjne i wielkie gwiazdy znane z radia i telewizji. W tym roku zobaczyłem w przelocie Sigma i Gordon City, a także Danger, który dał niesamowity pokaz audiowizualny, a jego muzyka zryła beret niejednemu. 
Jak dla mnie, najlepszą muzykę serwuje Circus Tent. Tam też dałem się ponieść Michałowi Jabłońskiemu, dubfire, no i Svenie Vath. Dwaj ostatni zrobili nieziemski klimat, dubfire rozkręcił na maxa towarzystwo i miotał nim swoimi głębokimi basami, a znowuż Sven co rusz odpalał niezłą korbę i mielił raverów przez jakieś 2 godziny. Równie dobry poziom trzymał Ilario Alicante, który grał już po wschodzie słońca. Z innych scen zobaczyłem jedynie Four Tet, który zagrał naprawdę przyjemnie i bujająco. 
Sobota rozpoczęła się na rynku, gdzie gościł wyśmienity house w różnych odmianach. A już o 20 na scenie Hybrid świetny set rozegrał Sonic Trip, który mieszał wybitne kawałki. Natomiast od 22 całkowicie oddałem się muzyce granej w Cyrku, gdzie moją przygodę rozpoczął Fabio Florido, a po nim grał Sterac aka Steve Rachmad. Nie mam żadnych zastrzeżeń do muzyki tych panów, odwalili kawał dobrego rzemiosła, które mną porządnie pozamiatało. Jednakże to Recondite dokończył mojego dzieła, gdyż jego mocarne bity wyssały ze mnie wszystkie siły tak, że koncert Richiego Hawtin jest dla mnie jedynie mglistym wspomnieniem. 

LUDZIE
Mam wrażenie, że w tym roku przyjechało o wiele więcej radosnych i wesołych ludzi. Być może w poprzednim roku pogoda zepsuła ludziom humory, przez co byli jacyś zgorzkniali. W tym roku czuło się wszędzie podekscytowanie, pasję, radość i dobrą imprezę. Ludzie zagadywali do siebie, wspólnie się śmiali, przeżywali koncerty i dzielili swoimi wrażeniami. Strasznie dużo pięknych dziewczyn nie dawało odpocząć oczom, a śmiesznie poprzebierani wariaci wywoływali mnóstwo uśmiechów. Nie widać było naprutych, czy naćpanych idiotów, zabawa była z pełną kulturką i poszanowaniem. O dziwo, nikt nie spytał mnie o narkotyki. 

Czy są jakieś negatywy festiwalu? Szczerze - nie znajduję. Jedyne, co mnie irytowało, to ludzie łażący w trakcie koncertów. Ciągle się o mnie ocierali i przepychali. Wszystko było świetnie zorganizowane, muzyka najwyższych lotów zapewniła niezapomniane przeżycia koncertowe, klimat był przecudowny, że aż nie chciało się z Płocka wyjeżdżać. Rok temu byłem tylko na jeden dzień. W tym roku spędziłem już dwa dni. Za rok zostanę na pewno na dłużej. 

Kilka scen z Płocka, które dają namiastkę tego niesamowitego klimatu: